Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

poniedziałek, 18 września 2017

Recenzja #3 - "Mężczyzna, który gonił swój cień", David Lagercrantz

Tytuł polski: "Mężczyzna, który gonił swój cień"
Tytuł szwedzki: Mannen som sökte sin skugga
Autor: David Lagencratz
Tłumacz: Marcin Lubus
Korekta: Maciej Korbasiński
Adaptacja okładki: Magda Kuc
Wydawnictwo szwedzkie: Norstedts Agency
Wydawnictwo polskie: Czarna owca





Jest niewiele rzeczy, do których mogę się przyznać, że żałuję ich bardzo mocno. Jedną z takich rzeczy jest to, że poznałam twórczość Stiega Larssona tak późno. Saga „Millenium” skradła moje serce od razu, od pierwszego tomu, i nie puściła. Jak zaczęłam czytać, nie umiałam przestać do rana. Z dużym zainteresowaniem sięgnęłam więc po „Co nas nie zabije”, napisane przez Davida Lagencratza, mając nadzieję, że jego książki będą chociaż w połowie tak dobre, jak oryginał. Jego drugi tom kupiłam jeszcze w przedsprzedaży, wiedząc, że wyprzedzi wszystkie inne książki w kolejce do przeczytania.
„To oczywiście był wielki skandal, że
Lisbeth Salander się tu znalazła i że
w ogóle trafiła do więzienia.”
Lisbeth Salander po wydarzeniach kończących czwarty tom, ląduje w więzieniu dla kobiet, będąc pod specjalną ochroną. Zbliża się koniec jej odsiadki – i w zasadzie można by spodziewać się, że akcja zacznie się toczyć, gdy administracja więzienia pozbędzie się tylko czysto teoretycznie niekłopotliwego więźnia. Jednakże okazało się to być błędnym rozumowaniem – niespodziewana wizyta Holgera Palmgrena powoduje, że główna bohaterka zaczyna po raz kolejny doszukiwać się w swojej przeszłości licznych nieprawidłowości i tajemnic. Wciąga w to swojego przyjaciela, Michaela Bloomkvista – dziennikarza, który stawia sobie za cel wyciągnięcie na światło dzienne brudów szwedzkiego społeczeństwa.
„- Wolałbym uniknąć łamania prawa – powiedział.
- Byłoby trochę szkoda, gdybyśmy oboje tu wylądowali.
- Ty musiałbyś pewnie się zadowolić więzieniem
dla mężczyzn, Mikael.”
W tle poznajemy losy Farii Kazi, kobiety prześladowanej przez mężczyzn ze swojej rodziny i jej ukochanego, który rzekomo popełnił samobójstwo. Lisbeth zaczyna jej bronić i poleca swojej adwokat – Annice Giannini. Spotykamy też Leo Mannheimera, którego życie odbiega od ideału – głównie dlatego, że czuje, że w jego życiu kogoś brakuje. Czarnymi charakterami są bracia wyżej wymienionej Farii i Benito, która zmieniła swoje imię na cześć włoskiego dyktatora. Losy postaci, które pojawiły się dopiero w „Mężczyźnie, który gonił swój cień”, oraz we wcześniejszych czterech częściach, doprowadzają do kolejnych wyjaśnień wydarzeń sprzed lat.
„- Okej – odparł. – Zrób, jak uważasz.
- Dasz  radę zacząć jeszcze raz?
- Dam radę.
- Dobrze.”
Co sądzę o nowej książce z uwielbianej na całym świecie serii „Millenium”? Warto było przeczytać, by wyrobić sobie swoje zdanie, natomiast książka nie porwała mnie swoją fabułą. Do połowy miałam nadzieję, że akcja rozwinie się w sposób mnie satysfakcjonujący, kiedy jednak pojawiły się retrospekcje, do złudzenia przypominające te  z sagi kryminalnej Camilli Lackberg o Fjallbace, straciłam serce dla całej powieści. Lisbeth nie jest tak charakterna, jak w poprzednich częściach, Mikael z byłego kochanka głównej bohaterki powoli zmienia się w jej ojca, w dodatku (nie jestem pewna dlaczego) wzmianka o tym, że urósł mu brzuch, spowodowała we mnie duży niesmak, w dodatku wciąż ma ogromną słabość do rozwiedzionej już kochanki z przeszłości, choć dla postaci Blomkvista wykreowanej przez Larssona, jedyną kobietą, która miała swoje stałe miejsce w jego życiu, była Erika, współwłaścicielka ich gazety. Temat działalności Mikaela i artykułu, który po raz kolejny miał wstrząsnąć Szwecją, został zmarginalizowany właściwie do jednego rozdziału, co w porównaniu do poprzednich części, było dla mnie sporym zgrzytem.  Najbardziej uderzyła mnie Lisbeth w garniturze. Lisbeth, którą poznaliśmy, chcąc oddać cześć swojemu bliskiemu przyjacielowi, który jako jeden z niewielu, akceptował ją taka, jaką jest, nie ubrałaby garnituru. Wręcz przeciwnie – podkreśliłaby swoją niezależność i indywidualność strojem, makijażem i fryzurą. Mimo tego, książkę polecam, z jednym zastrzeżeniem – że w następnych częściach rozwinięte tematy zostaną pociągnięte i wyjaśnione. „Mężczyzna, który gonił swój cień” okazał się wart zainwestowanego w niego czasu, mimo wielu rzeczy, które sprawiły mi smutek w kontekście twórczości Stiega Larssona, który moim zdaniem widziałby zupełnie inaczej losy pewnych postaci.
„Skinęli sobie głowami. To miało być niezwykle
gorące i ciężkie lato. Michael Blomkvist postanowił pójść
na spacer, zanim rzuci się w nowy temat.”

3 komentarze:

  1. Po Twojej opinii o tej serii na pewno przeczytam te książki ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że książka nie dorównała swoim poprzedniczkom, chociaż tak często się zdarza niestety. Tak, czy inaczej, na pewno warto było ją przeczytać. Bardzo możliwe, że Autor trylogii widziałby kwestie, o których mówisz zupełnie inaczej. Ja niestety nie czytałam tej głośnej trylogii i chyba za wcześnie obejrzałam film, choć prawie wcale go nie pamiętam, a skoro tak rekomendujesz to może właśnie Larsson zaspokoiłby moje wygórowane kryminalne oczekiwania :D

    Pozdrawiam!
    Cass z Cozy Universe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie polecam! Larsson jest klasą samą w sobie, oprócz niego jest tylko jeden słuszny szwedzki autor kryminałów, który również nie żyje (ku mojemu wielkiemu smutkowi). Na temat filmu nie mogę się wypowiedzieć, bo go nie widziałam - wiem za to, że Szwedzi też mają swoją adaptację, chyba w postaci serialu :) jak przeczytasz, koniecznie daj znać, uwielbiam wiedzieć, że ktoś kocha Larssona i jego książki tak bardzo jak ja :)
      Pozdrawiam! :)

      Usuń