Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

środa, 13 września 2017

Recenzja #1 - "Dwór cierni i róż" Sarah J. Maas


Tytuł polski: "Dwór cierni i róż"
Tytuł oryginału: "A Court of Thorns and Roses"
Autor: Sarah J. Maas
Tłumacz: Jakub Radzimiński
Korekta: Magdalena Marciniak, Tatiana Hardej, Agata Tryka
Ilustracja na okładce: Adrian Dadich
Mapa: Kelly de Groot
Wydawnictwo angielskie: Bloomsbury
Wydawnictwo polskie: Uroboros
ISBN: 978-83-280-2141-9






Moja znajomość z Sarah J. Maas jest krótka, choć bardzo intensywna. Po „Dwór cierni i róż” sięgnęłam po namowach przyjaciółki, która znając moje zamiłowanie do tanich książek wysłała mi ofertę, której nie mogłam się oprzeć. „Dwór” wciągnął mnie do tego stopnia, że w sekundę zapomniałam o swoich egzaminach i skupiłam się śledzeniu przygód Feyry, którą czytelnik poznaje w momencie, gdy od kilku lat to na niej spoczywało utrzymanie domu i rodziny.
„Odebrała życie.
W zamian musi oddać serce.”
Strzelając do samotnego wilka w okolicach muru odgradzającego jej miejsce zamieszkania od Prythianu, Feyra uruchamia lawinę wydarzeń, w której najwyższą stawką jest życie jej rodziny – a tak się jej przynajmniej wydaje. Dziewczyna przysięgła chronić ją za wszelką cenę. Musi opuścić dom, mając świadomość, że od tego dnia jej najbliższym będzie jeszcze ciężej i  zamieszkać z obcym mężczyzną, należącym do gatunku, którego ludzie wystrzegali się od setek lat. Stawiając pierwsze kroki w tym nowym świecie powoli uczy się, że ludzie mogli mieć błędną opinię na temat fae, a większość powtarzanych historii, które usłyszała w swoim maleńkim miasteczku, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
„Ja potrzebowałam nowych butów, a Elainie także przydałby się nowy płaszcz.
Co do Nesty – ona zawsze pragnęła wszystkiego, co miał ktoś inny.”
Feyra trafia do Dworu Wiosny. Ponieważ zabiła jednego z członków Dworu, ma spędzić w pałacu księcia resztę życia. Mimo początkowej niechęci, powoli zaprzyjaźnia się zarówno władcą, jak i jego najlepszym przyjacielem. Cały czas przy tym ma wrażenie, że ktoś coś przed nią ukrywa, mieszkańcy bowiem skrywają twarze pod maskami. Wielu rzeczy dziewiętnastoletnia dziewczyna dowiaduje się z informacji ujawnionych przez dworzan dobrowolnie lub uzyskanych podstępem. Gdy dochodzi prawdy o tym, co wydarzyło się naprawdę i jak można było temu zapobiec – jest już za późno. Dwór Wiosny, jaki poznała, nie istnieje.
„- Teraz jest inaczej. Nocą lasy nie są już bezpieczne dla
samotnych  wędrowców. Zwłaszcza dla ludzi. (…)
- Co jeszcze się zmieniło? – zapytałam, podążając za nim po
marmurowych schodach. Tym razem nawet się nie zatrzymał,
nawet nie obejrzał przez ramię.
- Wszystko.”
W książce można wyczuć pewną grozę, jakby na każdej następnej stronie mogło czaić się coś śmiertelnie niebezpiecznego. Kunszt Maas jest nie do podrobienia, autorka idealnie wykreowała świat fae i grozę ich położenia, a każda pochwała i pozytywna opinia, którą usłyszałam bądź przeczytałam, jest w pełni zasłużona. Przyjemne wydarzenia, odkrywanie świata nieśmiertelnych istot, ich święta i uroczystości z nimi powiązane zostały w pewnym momencie zastąpione przez okrucieństwo kogoś, kto z góry wie, że nieważne, jak potoczy się wojna, on z góry wyjdzie jako strona wygrana.
„- Czy rozwiązałaś moją zagadkę? - Zachowałam milczenie.
- Jaka szkoda – rzuciła, wydymając wargi. - Na twoje szczęście
jestem dziś we wspaniałomyślnym nastroju.”
Pierwszy tom czytało się lekko i przyjemnie, była to lektura, której nie sposób było odłożyć na półkę. Był moment w którym zauważyłam, że „Piękna i Bestia” przeplata się również z innymi baśniami, na przykład z „Kopciuszkiem”, jak w scenie wybierania soczewicy z popiołu, co docelowo miało upokorzyć główną żeńską postać i właśnie to zrobiło. Pojawienie się tam innych baśniowych elementów uprawdopodobniło całą historię i nadało jej niepowtarzalny, niepodrabialny rys, którego szczerze autorce zazdroszczę. Chwilami odnosiłam wrażenie pewnej cukierkowatości wydarzeń toczących się na dworze Tamlina, później natomiast odczucia te zostały zastąpione grozą spowodowaną pomysłami jednej z bohaterek oraz przerażeniem wymyślonymi torturami, które wyglądały na te bez wyjścia i od początku miało się wrażenie, że tylko ogrom szczęścia pomoże się z nimi uporać. Tak więc polecam po nią sięgnąć – i z czystym sercem mogę powiedzieć, że mając niezłą znajomość angielskiego, warto zdecydować się na wersję oryginalną, by w pełni podziwiać dzieło Maas (mnie niestety tłumacz polskiej wersji nie przekonał; często miałam wrażenie chaosu i wychwyciłam trochę błędów, które w ogóle nie powinny się pojawić, biorąc pod uwagę, że tekst przetłumaczony musi jeszcze przejść przez
„Potrzebujemy nadziei, bo ona daje nam siłę, by wytrwać.” 

1 komentarz:

  1. Twoja recenzja bardzo zachęca do czytania :) ja też się za nią zabiorę za niedługo !! ;)

    OdpowiedzUsuń